Triki samochodowych oszustów

Historia dwóch kobiet, które chciały kupić auto używane

To prawdziwa historia o dwóch kobietach, które chciały kupić auto używane. Zainteresował je Opel Astra. Samochód bezwypadkowy i serwisowany w ASO. Auto miało mały przebieg, dobre wyposażenie i świetnie prezentowało się na zdjęciach. Opis zachęcał do zakupu. Tak samo, jak rozmowa telefoniczna, którą kobiety odbyły ze sprzedawcą. Panie uwierzyły sprzedawcy, choć na szczęście, nie do końca. I ta odrobina braku zaufania pozwoliła uratować ponad 50 tysięcy złotych.

Opel Astra w idealnym stanie

Panie zamówiły sprawdzenie samochodu przez rzeczoznawcę Motocontroler. Miał on jedynie potwierdzić to, co mówił sprzedawca. Samochód nie był tani, kosztował ponad 50 tysięcy złotych. Dlatego, pomimo zachęcających słów sprzedawcy, panie postanowiły jeszcze wydać niewielki procent tej sumy na rzeczoznawcę. Auto miało mieć jedynie polakierowaną maskę. A poza tym – miało być w stanie idealnym.

Nic zatem dziwnego, że kobiety postanowiły od razu pojechać do sprzedającego. Zaraz po sprawdzeniu auta przez rzeczoznawcę Motocontroler chciały sfinalizować transakcję. I wrócić do domu nowym autem. Kto by tak nie chciał?

400 kilometrów drogi po rozczarowanie

Kobiety wsiadły w pociąg i przejechały ponad 400 kilometrów do miejsca sprzedaży auta. Ze stacji musiały iść jeszcze 4 km na pieszo. Kiedy chcesz spełnić swoje marzenie, entuzjazm zawsze dodaje Ci sił. Nieco wcześniej na miejsce dojechał rzeczoznawca Motocontroler. I rozpoczął sprawdzanie auta.

Na miejscu okazało się, że samochodu nie sprzedaje klient prywatny tylko osoba, która specjalizuje się w sprzedaży aut używanych. A potem…

Rzeczoznawca Motocontroler faktycznie potwierdził, że auto miało malowaną maskę. Wystarczył pomiar grubości powłoki lakierniczej. Ale to był akurat najmniejszy problem. Drobna kolizja może przydarzyć się każdemu. Trudno oczekiwać tego, że każdy samochód używany będzie idealny.

Ale w tym przypadku piękna historia o bezwypadkowym samochodzie okazała się totalną bzdurą.

W trakcie pracy rzeczoznawca Motocontroler wykrył, że auto było naprawiane po poważnym wypadku. Co gorsza, naprawiane po najniższych kosztach. Dla nas nie jest to zaskoczeniem. Często o tym piszemy na blogu. Nasi rzeczoznawcy często o tym opowiadają zaraz po sprawdzeniu aut. Nieuczciwy sprzedawca kupuje auto powypadkowe, potem naprawia je po najniższych kosztach i wystawia do sprzedaży jako pojazd w świetnym stanie technicznym.

W trakcie sprawdzania Opla Astry z zaledwie 45-tysięcznym przebiegiem okazało się, że auto miało naprawiany pas przedni (prostowane elementy metalowe) i wymieniony błotnik. Naprawa nie była wykonana fachowo, bo reflektory i wiele elementów poszycia pasa przedniego były źle spasowane. Samochód miał wymienione chłodnice (układu chłodniczego, klimatyzacji i powietrza doładowanego). Auto było szpachlowane i malowane, jednak w wyjątkowo niedbały sposób. Niedoróbki były widoczne gołym okiem, nie trzeba było miernika grubości lakieru.

Najgorsze kryło się pod autem. Uszkodzone podłużnice nie tylko potwierdzały, że doszło do wypadku, ale dodatkowo udowadniały, że był on bardzo poważny. Wymieniony wahacz i elementy układu hamulcowego oraz kierowniczego wskazywały na to, że auto zostało uderzone w koło. To jedno z najgorszych uszkodzeń, którego skutki jest bardzo trudno usunąć. W takim samochodzie ustawienie geometrii zawieszenia może być niemożliwe…

Rozgoryczenie zamiast radości z zakupu

Dla eksperta Motocontroler nie było to zaskoczeniem. Kolejny samochód przyszykowany do sprzedaży najtańszym kosztem.

Ale dla kobiet, które chciały kupić Opla Astrę, było to wielkie rozczarowanie. Nic w tym dziwnego. Przejechały ponad 400 kilometrów w jedną stronę tylko po to, żeby dowiedzieć się, że wszystkie zapewnienia sprzedającego to ordynarne kłamstwa. Zmarnowany cały dzień, wyrzucone pieniądze na bilety.

Kobiety stanęły twarzą w twarz ze sprzedawcą i zapytały: Dlaczego pan nas okłamał?

Nietrudno się domyślić, jaką odpowiedź uzyskały. Sprzedawca o niczym nie wiedział…

Człowiek, który na co dzień handlował samochodami, nie widział, że Opel Astra był naprawiany przez amatora w wyjątkowo ordynarny sposób, przez co uszkodzenia blacharsko -lakiernicze były widoczne gołym okiem. Cóż, kolejna bajka.

Niedoszłe klientki poleciły przerwać dalsze sprawdzanie auta. Nie było sensu robić tego dalej. Gdyby rzeczoznawca kontynuował sprawdzanie samochodu, z pewnością znalazłby kolejne uszkodzenia. Przy tak poważnym uderzeniu auto na pewno miało wystrzelone poduszki powietrzne. Czy zostały one poddane regeneracji, tak samo, jak pirotechniczne pasy bezpieczeństwa? Można wątpić.

Nasze klientki po prostu pospieszyły się na skutek emocji. Niepotrzebnie. Po zakończonym badaniu nasz ekspert wysłałby im raport z badania, z którego niezbicie wynikałoby, że Opel Astra w „idealnym stanie technicznym” był poważnie uszkodzony w wypadku. I został naprawiony po kosztach. Tak, żeby zamaskować uszkodzenia, a nie je usunąć.

Jednak lepiej przejechać 400 kilometrów i się rozczarować, niż wydać ponad 50 tysięcy złotych na powypadkowego grata.

Cała historia została opowiedziana również przez rzeczoznawcę, który sprawdzał samochód. Film możesz obejrzeć tutaj – Opel Astra z 2017 roku. Bezwypadkowy? Nie, po wypadku!

Na kanale Motocontroler na Youtube zawsze możesz śledzić pracę ekspertów Motocontroler na bieżąco.

Chcesz kupić auto używane? Zapomnij o emocjach

Tak, doskonale wiemy, że zakup samochodu wiąże się z emocjami. Nieuczciwy sprzedawca też to wie. Nieuczciwy sprzedawca samochodów wie, jakie techniki sprzedaży stosować, aby zachęcić potencjalnych kupujących do zakupu auta. Nieuczciwy sprzedawca w ciągu kilku chwil odróżni laika od osoby doświadczonej. I bez problemu sprzeda mu auto, utwierdzając go w poczuciu dokonania świetnej transakcji.

Co będzie później? Radość szybko zmieni się w rozczarowanie i gniew. Ale to nic nie da. Oszust potrafi się dobrze zabezpieczyć i ciężko będzie odzyskać pieniądze.

Przy zakupie samochodu używanego takie uczucia jak zaufanie warto zostawić w domu. Auto musi być dokładnie sprawdzone przez ekspertów. Tak, jak w przypadku tej historii.

Ta historia to przestroga dla wszystkich, którzy ufają sprzedawcom samochodów na słowo. I na „obraz”. Bo zdjęcia auta również można pięknie „podrasować”, korzystając z darmowych programów graficznych.

Opublikowano