Zaufanie. To słowo, które w świecie handlu samochodami używanymi bardzo często bywa wystawiane na próbę. Słuchając ich opowieści, potencjalny kupiec może dojść do wniosku, że właśnie znalazł idealne auto w doskonałym stanie technicznym. Tak właśnie rozpoczęła się historia naszego klienta, który marzył o Hyundaiu i20 z 2014 roku, w dobrym stanie technicznym i z małym przebiegiem.
Opis ogłoszenia brzmiał obiecująco: „perfekcyjny stan”, „niski przebieg”, „żadnych uszkodzeń za wyjątkiem lakierowanych zderzaków”. A powód sprzedaży? Prosty i wiarygodny. Sprzedawca chciał się pozbyć samochodu, który wcześniej sprowadził z Belgii dla swojej żony. Ta jednak nie była nim zachwycona i auto trafiło do sprzedaży. Historia prawdopodobna i można było w nią uwierzyć.
Nadzieja kontra rzeczywistość
Sprzedawca od początku wydawał się otwarty i chętny do współpracy. Zaproponował wizytę na stacji kontroli pojazdów, aby sprawdzić pojazd przed zakupem. Jak pamiętamy, jedyną wadą auta miały być powtórnie lakierowane zderzaki. Reszta miała być nienaruszona.
Sprzedawca wystawił samochód za 26 800 zł. Auto było napędzane silnikiem benzynowym 1,25 l o mocy 86 KM, który współpracował z manualną skrzynią biegów. W chwili wystawienia do sprzedaży auto miało na liczniku 144 tys. km przebiegu. Oferta sprzedaży została wystawiona przez prywatnego sprzedawcę. Dodatkowym plusem były rewelacyjne oceny sprzedawcy na portalu, przyznane przez wcześniejszych klientów. Samochód był wyprodukowany w 2014 roku, choć w treści ogłoszenia sprzedawca twierdził, że auto było zarejestrowane po raz pierwszy w styczniu 2015 roku.
Jak na niewielkie auto miejskie, wyposażenie Hyundaia było całkiem niezłe. W jego skład wchodziła klimatyzacja, Bluetooth, elektryczne szyby i lusterka, tempomat, światła LED oraz wielofunkcyjna kierownica. Atutem samochodu była także książka serwisowa, która była prowadzona do 2023 roku.
Pomimo zapewnień sprzedawcy o świetnym stanie technicznym auta nasz klient był ostrożny. Dlatego też zlecił naszej firmie sprawdzenie auta przed zakupem.
Co pokazały oględziny?
Pierwsze podejrzenie padło na karoserię. To, co z daleka wyglądało nieskazitelnie, z bliska odsłoniło swoje tajemnice. Jak się okazało, nie tylko zderzaki były powtórnie malowane. Badanie profesjonalnym miernikiem wykazało, że cała prawa strona i prawie cała lewa strona karoserii nosiła ślady napraw blacharsko-lakierniczych, z użyciem szpachlówki i nowych warstw lakieru. Ślady napraw nosił też tył pojazdu. Auto miało też ślady uszkodzeń blacharskich na dachu, które nie były efektem gradobicia. Co prawda, co warto podkreślić, jakość wykonanych prac blacharsko-lakierniczych była wysoka, jednak było już wyraźnie widać, że historia o bezwypadkowej przeszłości auta to wierutne kłamstwo.
Sprzedawca wydawał się zaskoczony wynikiem badania. Na tyle, że… przyniósł swój własny miernik lakieru. W tym momencie jasne stało się, że mamy do czynienia z kimś bardziej doświadczonym w handlu samochodami niż tylko z „mężem sprzedającym auto swojej żony”. W toku dalszych rozmów podczas oględzin auta okazało się, że sprzedawca zajmuje się na co dzień sprzedażą aut używanych…
Jak przebiegały dalsze oględziny? Wnętrze samochodu, choć na pierwszy rzut oka zadbane i świeżo wyprane, zdradzało normalne ślady użytkowania. Przetarcia na gałce zmiany biegów i drobne zużycia elementów plastikowych były zgodne z wiekiem pojazdu. Wyposażenie auta również było sprawne.
Silnik pracował we właściwy sposób, a ostatnia wymiana oleju miała miejsce w styczniu 2023 roku, przy przebiegu 138 tys. kilometrów.
Tajemnice techniczne
Gdy rzeczoznawca motoryzacyjny przeszedł do badania podwozia Hyundaia i20, kolejne problemy wyszły na jaw. Brak dolnej osłony silnika, zapocenia (wycieki oleju przekładniowego) na obudowie skrzyni biegów, a także mocno zużyty bieżnik tylnych opon. Przeprowadzona przez eksperta diagnostyka komputerowa pozwoliła na wykrycie błędu spowodowanego przez sondę lambda. A to oznaczało kolejne koszty napraw w samochodzie, który rzekomo miał nie mieć żadnych uszkodzeń.
Rozczarowanie czy cenna lekcja?
Hyundai i20, który miał być perfekcyjny, okazał autem powypadkowym, ze śladami po naprawach karoserii, które jawnie wskazywały na uczestnictwo w wypadku. Inne wykryte problemy (sonda lambda, zapocenia, opony) nie stanowiły podstaw do rezygnacji z zakupu auta.
Rozczarowanie? Oczywiście. Ale jednocześnie była to cenna lekcja dla kupującego. Nie zawsze można polegać na obietnicach i pięknie brzmiących zapewnieniach. Bo czasami opowieść o samochodzie dla żony okazuje się zwykłą bajką sprzedawcy.
Zaufanie jest fundamentem każdej transakcji, ale łatwo może zostać nadużyte. Dzięki naszym oględzinom klient uniknął kosztownej pomyłki. Zyskał pewność, że w takich sytuacjach warto zaufać ekspertom. Jeśli Ty też stoisz przed decyzją zakupu auta, pamiętaj, każda historia może mieć swoje drugie dno. A my jesteśmy tutaj, aby pomóc Ci je odkryć.